Polsk

Wołanie z głębi grobu W leśnych dołach w podłukowskiej wsi Aleksandrów od ponad 77 lat leżą zakopani Żydzi, zamordowani przez antysemickich bandytów – polskich partyzantów, sąsiadów, katolików. Trzy osoby udało mi się właśnie zidentyfikować. Odzyskały imiona, a więc ważną cząstkę człowieczeństwa. To Jeszajachu i Rachela Lea Frostowie oraz ich wnuczek Abraham. Nad ich szczątkami pierwszy raz od 1944 roku odmówił modlitwę rabin. Urodzony w 1885 roku Jeszajahu Frost raczej rzadko używał imienia w pełnej formie. Znany był powszechnie jako Szyja. Pod takim zdrobnieniem, a raczej jego inicjałem (Sz.), zapisany został w 1929 roku w wykazie rzemieślników, kupców i przedsiębiorców prowadzących działalność w Łukowie i okolicy. Zajmował się wówczas handlem bydłem we wsi Gołąbki. Kilka lat później natomiast prowadził sklep w pobliskim Aleksandrowie. Pomagała mu trzy lata od niego młodsza żona Rachela Lea, zwana bardziej swojsko Ruchlą. Mieszkali zaś państwo Frostowie w sąsiednich Łazach. Szyja i Ruchla dochowali się czterech synów, przynajmniej o tylu ich dzieciach coś wiadomo: Efraima, Welwela, Chaima i Altera. Ten pierwszy był kawalerem. Zginął, służąc w polskim wojsku. Miał wówczas 25 lat. Welwel, żonaty, przepadł bez wieści, jak większość ofiar Holokaustu. Na zachowanym zdjęciu widzimy go siedzącego na wypoczynkowym krześle z maleństwem na ramieniu. Może własnym, a może należącym do brata Chaima, któremu żona Rachela Estera, córka Moszego Arona i Fajgi Marymonczyków, urodziła córeczkę Fajgę, zwaną też Felą (około 1935 roku) i synka Abrahama (w 1938 roku). Jedynym, który ocalał, był Alter. W 1968 roku mieszkał z żoną Esterą z domu Waserman w izraelskim mieście Ramat Gan. W księdze pamięci Żydów łukowskich „Sefer Lukow”, która się wówczas ukazała w Tel Awiwie, zamieścił wspomnienie o swoich pomordowanych bliskich. Tragedia w stodole Chaim Frost z żoną i dziećmi mieszkali w Łukowie. W czasie okupacji trafili do tamtejszego getta, z którego się wydostali, gdy Niemcy je likwidowali i wywozili ludzi do komór gazowych. Najpierw umieścili u jakiejś polskiej rodziny córeczkę, a potem sami przedostali się do kryjówki we wsi Aleksandrów. Fela Frost zamieszkała w chacie z liczną rodziną, co było dla niej szokiem, jako że nie była przyzwyczajona do takich warunków. Nie chciała prawie niczego jeść, a ludzie, którzy przyjęli ją pod swój dach, bardzo się denerwowali, że ktoś może ich wydać. Gdy ktokolwiek do nich przychodził, kazali Feli kryć się na zapiecku i siedzieć tam, dopóki gość czy sąsiad nie wyjdzie. W zimie na rozgrzanym piecu było bardzo trudno wytrzymać. Na szczęście ojciec zabrał ją stamtąd do stodoły, gdzie ukryła się cała rodzina. Fela dołączyła do mamy, braciszka oraz dziadka Szyi i babci Ruchli. Mieszkali w ziemiance pod sąsiekiem. Co pewien czas Chaim wychodził na zewnątrz po jedzenie. Pewnego razu został schwytany i wysłany do Treblinki. Na szczęście udało mu się wyskoczyć z pociągu i wrócić do swego bunkra. Zbliżał się koniec wojny i Frostowie mieli coraz większą nadzieję, że przeżyją. Pewnego razu, a było to w połowie lutego 1944 roku, Chaim usłyszał coś niepokojącego i wyszedł z kryjówki. Gdy nie wracał, żona poszła go szukać. Chwilę później Fela wybiegła za nimi i zobaczyła, jak rodzice oddalają się, brnąc w śniegu. Dogoniła ich i razem udali się do jakiegoś Polaka, który ukrył ich w stogu siana. Nie mogli tam zostać długo, więc później tułali się od zagrody do zagrody, nocując najczęściej w stodołach. Po pewnym czasie dowiedzieli się, że jacyś Polacy przyszli do stodoły, w której zostali rodzice Chaima z wnuczkiem Abrahamem, i podpalili ją. Starsi państwo Frostowie spłonęli w niej żywcem, a synek Chaima i Racheli, który zdołał wybiec na zewnątrz, został zastrzelony. Meandry pamięci Tak tamte wydarzenia zapamiętała kilkuletnia wówczas Fela. Imienia takiego użył Howard Greenfeld, opisując jej losy w książce „The Hidden Children” (Ukryte dzieci), wydanej w 1993 roku w Stanach Zjednoczonych, do których po wojnie wyjechały żona i córka Chaima Frosta. W dokumentach złożonych w jerozolimskim Instytucie Jad wa-Szem wnuczka Szyi i Ruchli przedstawiła się jako Fran (Fajga) Greene (to zapewne nazwisko po mężu). Chaimowi Frostowi nie dane było cieszyć się spokojnym życiem rodzinnym – już po wyzwoleniu został zabity w Łazach przez polskie podziemie. Córka zamordowanego zanotowała, że doszło do tego w 1944 roku. Z kolei według Jana Karwowskiego, syna Józefa, mieszkańca Aleksandrowa i uratowanej przezeń Żydówki Dwojry Obrączki, wydarzyło się to w kwietniu 1945 roku. Chaima pochowano na cmentarzu żydowskim w Łukowie. W pogrzebie wzięło udział wojsko, co by świadczyło o tym, że zaangażowany był on w instalowanie nowej władzy. O tragedii rodziny Frostów pisałem już w 2008 roku w książce „Żydzi Łukowa i okolic”, na podstawie relacji Jana Karwowskiego, a także wspomnień żydowskiego partyzanta Moszego Grajcera, opublikowanych w „Sefer Lukow” oraz „Le Livre de Lukow” (skróconych i przetłumaczonych na język francuski). Źródła te jednak różnią się w pewnych szczegółach. Musiałem wówczas oceniać, które są bardziej wiarygodne. Ostatnio nadarzyła się okazja, by je zweryfikować. Przed zorganizowaną kilka dni temu uroczystością odsłonięcia tablicy upamiętniającej żydowski dom modlitwy w Łukowie udałem się z kilkoma osobami (Janem Karwowskim z Kopenhagi, rabinem Yehoshuą Ellisem i Agnieszką Nieradko z Warszawy oraz Piotrem Giczelą z Łukowa) do Aleksandrowa. Jerzy Wysokiński, mieszkaniec tej wsi, który był naszym lokalnym przewodnikiem, zaprowadził nas do Mariana Krasuskiego, świetnie się trzymającego 90-latka. Dowiedzieliśmy się od niego, że stodoła, w której ukrywali się Frostowie, należała do Wacława Płudowskiego. To samo nazwisko podał w swej relacji Jan Karwowski, natomiast Mosze Grajcer zanotował, że był to niejaki Domański. Pisząc książkę, wybrałem wersję żydowskiego partyzanta, uczestnika tamtych wydarzeń, okazuje się jednak, że pamięć go zawiodła. Z opowieści Mariana Krasuskiego wynika, że Płudowski rozpoznał napastników i dlatego został przez nich zastrzelony razem z Żydami, którym dał schronienie. Ich ciała nie spłonęły – mieszkańcy wsi widzieli, jak wieziono je potem furmanką, by je zakopać. Według Grajcera natomiast w zabudowaniach spaleni zostali nie tylko ukrywający się tam Żydzi, ale też żona i dzieci gospodarza. Jan Karwowski w swej relacji zanotował, że po ucieczce ze stodoły Płudowskiego Chaim Frost z żoną Rachelą i córeczką Fajgą skryli się w zabudowaniach jego ojca i przebywali tam około dwóch tygodni. Ten szlachetny człowiek nie mógł ich jednak trzymać dłużej, bo ukrywał w schronie pod chlewem dziewięć innych osób, więc umieścił ich u swego brata Franciszka, którego gospodarstwo znajdowało się kilkaset metrów dalej. Tam doczekali końca wojny. Sąsiadem Józefa Karwowskiego był Florian Domański, który również ukrywał Żydów. 9 marca 1944 roku przyszli doń miejscowi partyzanci, żądając wydania uciekinierów z getta. Gdy odmówił, mocno go pobili, a dwie Żydówki, które u niego znaleźli – 50-letnią matkę i 20-letnią córkę – zamordowali. Mosze Grajcer zapisał, że gdy jakiś czas potem odwiedził Domańskiego, zastał go umierającego, ale i tu się pomylił, bo gospodarz ów przeżył. Gdy byłem kilka dni temu w Aleksandrowie, rozmawiałem z jego wnukiem Janem Szczygielskim. Twierdził, że jego dziadek nikogo nie ukrywał... Taka jest ludzka pamięć i taka reakcja na „insynuacje” o pomaganiu Żydom... Dwa dni po mordzie u Domańskiego banda polskich antysemitów, na co dzień pobożnych katolików (w podziemnej prasie podano, że był to oddział Narodowych Sił Zbrojnych), zamordowała osiem osób, które prawie przez rok ukrywał u siebie Józef Karwowski (32-letnią matkę z 8-letnim synkiem, jej 26-letnią siostrę, dwie kobiety w wieku 35-40 lat i trzech mężczyzn mających około 40-50 lat). Jego też mocno pobili, ale zostawili przy życiu, bo miał brata zaangażowanego w partyzantkę – wspomnianego wcześniej Franciszka, u którego przechował się Chaim Frost z żoną i córeczką. Przez jakiś czas przebywała z nimi także Dwojra Obrączka, która opuściła kryjówkę w gospodarstwie swego przyszłego męża, dzięki czemu przeżyła. Odzyskane imiona Spotkanie z Marianem Krasuskim przyniosło jeszcze jedno ważne odkrycie. Powiedział nam on, że w stodole Płudowskiego ukrywali się Sijowie, czyli Sija (gwarowa wymowa imienia Szyja) i jego żona Ruchla, rodzice Chaima. Później ustaliłem jeszcze, jak nazywał się jego synek, zabity razem z dziadkami, oraz żona, a to dzięki bazie danych Instytutu Jad wa-Szem (zresztą – ‘szem’ to po hebrajsku ‘imię’). Tak oto anonimowi dotąd ludzie odzyskali swe imiona, a te są w kulturze żydowskiej czymś więcej niż zwykłą nazwą osób. Co niektórzy twierdzą, że dusza wstępuje w człowieka dopiero w momencie nadania imienia, w którym zapisany jest także cały jego przyszły los. Utracić imię to jak zgubić człowieczeństwo, a odzyskać je to jak odnaleźć drogę do istoty bytu. I tu znów dotykamy ułomności ludzkiej pamięci. O Sijach wspomniał już w swej relacji Jan Karwowski, zamieszczonej w mojej książce „Żydzi Łukowa i okolic”. Nazwisko to powtórzyła Elżbieta Turlej w artykule o mordzie w Aleksandrowie, opublikowanym w marcu ubiegłego roku w „Newsweeku”. Tak jednak miała się nazywać owa ośmioosobowa rodzina zamordowana w zabudowaniach Józefa Karwowskiego. Szyi i Ruchli Frostów nie mogło tam być, bo zginęli wcześniej w stodole Płudowskiego. Nie znaczy jednak, że nie ukrywali się wcześniej z tą grupą, co tłumaczyłoby, dlaczego Jan Karwowski usłyszał to nazwisko od swych rodziców. Wszyscy Żydzi zamordowani w Aleksandrowie trafili zapewne do tych samych dołów w zaroślach przy torach kolejowych. Ich właścicielem jest mieszkający w tej wsi Krzysztof Głuchowski, były poseł i senator Prawa i Sprawiedliwości. Czy pozwoli na swej nieruchomości upamiętnić niewinne ofiary nienawiści? Jak do tej pory nie kiwnął w tej sprawie palcem. Nie pomogły ani zabiegi Jana Karwowskiego, ani artykuł w ogólnopolskim tygodniku. Może sprawę pchnie do przodu interwencja naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha i działającej przy jego biurze Komisji Rabinicznej ds. Cmentarzy. Z jej przedstawicielami odwiedziłem kilka dni temu bezimienny grób w Aleksandrowie. Nad szczątkami żydowskich ofiar po raz pierwszy od ponad 77 lat rabin Yehoshua Ellis odmówił modlitwę. To był jeden z tych niezwykle przejmujących momentów, dla których od piętnastu lat badam i dokumentuję losy łukowskich Żydów.

Dansk

Et skrig fra gravens dyb I skovgravene i landsbyen Aleksandrów nær Łuków er jøder blevet begravet i over 77 år, myrdet af antisemitiske banditter - polske partisaner, naboer og katolikker. Jeg har lige identificeret tre personer. De genvandt deres navne, en vigtig del af deres menneskelighed. Dette er Yeshaiah og Rachel Lea Frost og deres barnebarn Abraham. En rabbiner bad for første gang siden 1944 en bøn over deres efterladenskaber. Født i 1885 brugte Yeshayahu Frost sjældent sit fulde navn. Han var almindeligvis kendt som halsen. Under denne diminutiv, eller rettere hans initial (Sz.), blev han optaget i 1929 på listen over håndværkere, købmænd og iværksættere, der opererede i Łuków og omegn. På det tidspunkt var han engageret i kvæghandel i landsbyen Gołąbki. Et par år senere drev han en butik i det nærliggende Aleksandrów. Han blev hjulpet af sin kone, tre år yngre end ham, Rachel Lea, mere kendt som Ruchla. Familien Frost boede i nabolandet Łazy. Szyja og Ruchla havde fire sønner, det er i hvert fald, hvad man ved om deres børn: Efraim, Welwel, Chaim og Alter.Førstnævnte var ungkarl. Han døde, mens han tjente i den polske hær. Han var dengang 25 år gammel. Welwel, en gift mand, forsvandt sporløst, ligesom de fleste Holocaust-ofre. På det bevarede billede ser vi ham sidde på en liggestol med en baby på skulderen. Måske deres egen, eller måske tilhørende Chaims bror, hvis kone Rachela Estera, datter af Mosze Aron og Fajga Marymonczyk, fødte en datter, Fajga, også kaldet Fela (omkring 1935) og en søn, Abraham (i 1938). Den eneste overlevende var Alter. I 1968 boede han sammen med sin kone Esther født Waserman i den israelske by Ramat Gan. I mindebogen om jøderne i Łuków, "Sefer Lukow", som blev udgivet i Tel Aviv på det tidspunkt, inkluderede han et minde om sine myrdede slægtninge. Tragedie i stalden Chaim Frost med sin kone og børn boede i Łuków. Under besættelsen endte de i den lokale ghetto, hvorfra de flygtede, da tyskerne likviderede den og førte folk til gaskamrene. Først anbragte de deres datter hos en polsk familie, og derefter tog de vej til et skjulested i landsbyen Aleksandrów.Fela Frost boede i et sommerhus med en stor familie, hvilket var et chok for hende, da hun ikke var vant til sådanne forhold. Hun nægtede at spise næsten alt, og de mennesker, der tog hende ind, var meget nervøse for, at nogen kunne forråde dem. Når nogen kom til dem, bad de Feli om at gemme sig i ovnen og sidde der, indtil gæsten eller naboen gik. Om vinteren var det meget svært at stå på et varmt komfur. Heldigvis tog hendes far hende derfra til laden, hvor hele familien gemte sig. Fela sluttede sig til sin mor, bror, bedstefar Szyja og bedstemor Ruchla. De boede i en udgravning ved siden af. Fra tid til anden gik Chaim udenfor for at hente mad. Ved en lejlighed blev han fanget og sendt til Treblinka. Heldigvis lykkedes det ham at hoppe af toget og vende tilbage til sin bunker. Afslutningen på krigen nærmede sig, og Frosts håbede i stigende grad på, at de ville overleve. En dag, i midten af ​​februar 1944, hørte Chaim noget foruroligende og forlod sit gemmested. Da han ikke vendte tilbage, gik hans kone og ledte efter ham.Et øjeblik senere løb Fela efter dem og så sine forældre gå væk og traskede gennem sneen. Hun indhentede dem og sammen gik de til en polak, som gemte dem i en høstak. De kunne ikke blive der længe, ​​så senere vandrede de fra gård til gård og sov oftest i lader. Efter nogen tid fik de at vide, at nogle polakker var kommet til laden, hvor Chaims forældre og deres barnebarn Abraham opholdt sig, og satte ild til den. Den ældre Frost-familie brændte levende inde, og Chaim og Rachelas søn, som nåede at løbe udenfor, blev skudt. Hukommelsens bugter Sådan huskede Fela, der dengang kun var et par år gammel, de begivenheder. Dette navn blev brugt af Howard Greenfeld, da han beskrev hendes skæbne i bogen "The Hidden Children", udgivet i 1993 i USA, hvor Chaim Frosts kone og datter tog hen efter krigen. I dokumenter indsendt til Yad Va-Shem Instituttet i Jerusalem, præsenterede Szyja og Ruchlas barnebarn sig som Fran (Fajga) Greene (sandsynligvis hendes gifte navn).Chaim Frost fik ikke lov til at nyde et fredeligt familieliv – efter befrielsen blev han dræbt i Łazy af den polske undergrund. Den myrdede mands datter registrerede, at det skete i 1944. Til gengæld skete det ifølge Jan Karwowski, søn af Józef, bosat i Aleksandrów, og den jødiske kvinde Dwojra Obrączka, han reddede, i april 1945. Chaim blev begravet på den jødiske kirkegård i Łuków. Begravelsen blev overværet af hæren, hvilket tyder på, at den var med til at indsætte den nye regering. Jeg skrev om Frost-familiens tragedie i 2008 i bogen "Jøderne i Łuków og det omkringliggende område", baseret på beretningen om Jan Karwowski, samt minderne om den jødiske partisan Mosze Grajcer, udgivet i "Sefer Lukow " og "Le Livre de Lukow" (forkortet og oversat til fransk). Disse kilder adskiller sig dog i nogle detaljer. Jeg måtte derefter vurdere, hvilke der var mest pålidelige. For nylig var der mulighed for at verificere dem.Inden ceremonien med afsløring af en plakette til minde om det jødiske bedehus i Łuków, der blev arrangeret for et par dage siden, tog jeg sammen med flere mennesker (Jan Karwowski fra København, rabbiner Yehoshua Ellis og Agnieszka Nieradko fra Warszawa og Piotr Giczela fra Łuków) til Aleksandrów. . Jerzy Wysokiński, en beboer i denne landsby, som var vores lokale guide, tog os med til Marian Krasuski, en velholdt 90-årig. Vi lærte af ham, at laden, hvor Frosts gemte sig, tilhørte Wacław Płudowski. Det samme navn blev givet af Jan Karwowski i hans beretning, mens Mosze Grajcer bemærkede, at det var en vis Domański. Da jeg skrev bogen, valgte jeg versionen af ​​en jødisk partisan, der deltog i disse begivenheder, men det viser sig, at hans hukommelse svigtede ham. Ifølge Marian Krasuskis historie genkendte Płudowski angriberne og blev derfor skudt af dem sammen med de jøder, han havde givet husly. Deres lig blev ikke brændt – landsbyboerne så dem blive transporteret i en vogn for at blive begravet.Ifølge Grajcer blev ikke kun de jøder, der gemte sig der, brændt i bygningerne, men også bondens kone og børn. Jan Karwowski bemærkede i sin beretning, at Chaim Frost, hans kone Rachela og hans datter Fajga, efter at være flygtet fra Płudowskis lade, gemte sig i sin fars bygninger og blev der i omkring to uger. Denne fornemme mand kunne dog ikke beholde dem længere, fordi han gemte ni andre mennesker i et læ under svinestalden, så han placerede dem hos sin bror Franciszek, hvis gård lå flere hundrede meter væk. Der boede de indtil krigens afslutning. Józef Karwowskis nabo var Florian Domański, som også gemte jøder. Den 9. marts 1944 kom lokale partisaner til ham og krævede løsladelse af flygtninge fra ghettoen. Da han nægtede, slog de ham alvorligt og myrdede de to jødiske kvinder, de fandt hos ham - en 50-årig mor og en 20-årig datter. Mosze Grajcer skrev, at da han besøgte Domański noget tid senere, fandt han ham døende, men han tog også fejl her, fordi værten overlevede.Da jeg var i Aleksandrów for et par dage siden, talte jeg med hans barnebarn, Jan Szczygielski. Han hævdede, at hans bedstefar ikke skjulte nogen... Dette er menneskelig hukommelse, og dette er reaktionen på "insinuationer" om at hjælpe jøder... To dage efter mordet på Domański's, en bande polske antisemitter, normalt troende katolikker (den underjordiske presse rapporterede, at det var en enhed af de nationale væbnede styrker), myrdede otte mennesker, som Józef Karwowski gemte i sit hjem i næsten et år (en 32-årig mor med en 8-årig søn, hendes 26 -årige søster, to kvinder i alderen 35-40 og tre mænd med cirka 40-50 år). De slog ham også hårdt, men de efterlod ham i live, fordi han havde en bror involveret i partisanerne - den tidligere nævnte Franciszek, som Chaim Frost, hans kone og datter søgte tilflugt hos. I nogen tid boede Dwojra Obrączka også hos dem. Hun forlod sit gemmested på sin kommende mands gård, takket være det overlevede hun. Genvundne navne Mødet med Marian Krasuski bragte endnu en vigtig opdagelse.Han fortalte os, at familien Sij, det vil sige Sija (den dialektale udtale af navnet Szyja) og hans kone Ruchla, Chaims forældre, gemte sig i Płudowskis lade. Senere fandt jeg ud af navnet på hans søn, dræbt sammen med hans bedsteforældre og hans kone, takket være databasen fra Yad Va-Shem Institute ('shem' er 'navn' på hebraisk). Sådan genvandt tidligere anonyme personer deres navne, og i jødisk kultur er disse navne noget mere end simple navne på mennesker. Nogle mennesker hævder, at sjælen kun kommer ind i en person i det øjeblik, han giver et navn, hvilket også registrerer hele hans fremtidige skæbne. At miste sit navn er som at miste sin menneskelighed, og at genvinde det er som at finde vejen til essensen af ​​væren. Og her berører vi igen menneskets ufuldkommenheder. Jan Karwowski nævnte allerede Sijaerne i sin beretning, inkluderet i min bog "Jøderne i Łuków og omegn". Dette navn blev gentaget af Elżbieta Turlej i en artikel om massakren i Aleksandrów, offentliggjort i marts sidste år i "Newsweek". Dette var imidlertid navnet på den otte-personers familie, der blev myrdet i Józef Karwowskis bygninger.Szyja og Ruchla Frost kunne ikke være der, fordi de var døde tidligere i Płudowskis lade. Dette betyder dog ikke, at de ikke tidligere havde gemt sig med denne gruppe, hvilket ville forklare, hvorfor Jan Karwowski hørte dette navn fra sine forældre. Alle jøder, der blev myrdet i Aleksandrów, endte sandsynligvis i de samme gruber i buskene nær jernbaneskinnerne. Deres ejer er Krzysztof Głuchowski, en tidligere MP og senator for Lov og Retfærdighed, som bor i denne landsby. Vil han tillade, at uskyldige ofre for had bliver mindes på hans ejendom? Indtil videre har han ikke løftet en finger på sagen. Hverken Jan Karwowskis indsats eller en artikel i et nationalt ugeblad hjalp. Måske vil sagen blive skubbet frem af Polens overrabbiner, Michael Schudrich, og den rabbinske kommission for kirkegårde, der opererer under hans kontor. For et par dage siden besøgte jeg sammen med dens repræsentanter en unavngiven grav i Aleksandrów. For første gang i over 77 år bad rabbiner Yehoshua Ellis en bøn over resterne af jødiske ofre. Det var et af de ekstremt bevægende øjeblikke, for hvilke jeg har undersøgt og dokumenteret skæbnen for jøderne i Łuków i femten år.

Oversaet.com | Hvordan bruger jeg den Polsk-Dansk oversættelse?

Alle udførte oversættelser gemmes i databasen. De gemte data offentliggøres på hjemmesiden åbent og anonymt. Af denne grund minder vi os om, at dine oplysninger og personoplysninger ikke skal medtages i de oversættelser, du vil foretage. Indhold oprettet af brugernes oversættelser kan omfatte slang, blasfemi, seksualitet og lignende. Vi anbefaler, at du ikke bruger vores hjemmeside i ubehagelige situationer, da de oversættelser, der oprettes, måske ikke passer til folk i alle aldre og steder af interesse. Hvis der i forbindelse med oversættelsen af ​​vores brugere er fornærmelser til personlighed og eller ophavsret osv. Kan du kontakte os via email, →"Kontakt"


Privatlivspolitik

Tredjepartsleverandører, herunder Google, bruger cookies til at vise annoncer på baggrund af en brugers tidligere besøg på dit website eller andre websites. Googles brug af annonceringscookies giver Google og deres partnere mulighed for at vise annoncer til dine brugere på baggrund af deres besøg på dine websites og/eller andre websites på internettet. Brugere kan fravælge personliggjort annoncering ved at gå til Annonceindstillinger. Alternativt kan du beskrive, hvordan brugerne kan fravælge en tredjepartsleverandørs brug af cookies til personliggjort annoncering ved at gå til www.aboutads.info.